Zamykam oczy. Szelest wydaje mi się ciemniejszy, równowaga mniej namacalna, prawie zanika nad moimi bosymi stopami. Wyciągam język, aby poczuć smak powietrza. Pachnie vanilią. Dłonie nie są w stanie natrafić na pustą przestrzeń. Słodycz pierwszych promieni ogrzewa moje powieki, przez jedną chwilę czuję nieludzki, pierwotny żal, że mój umysł pragnie napawać się ciszą bez udziału wzroku, jakby zapominał, że częścią wszystkiego jest móc przesiąkać przestrzeń wszystkimi możliwymi zmysłami, których w istocie nie posiadam. Jestem ułomny, a nie czuję, że brakuje mi pełnego nastrojenia i ludzkich cech umożliwiających normalne życie, jestem bezwolną rośliną, a czuję się nieskończenie szczęśliwy, że właśnie teraz mogę oddychać chwilą. Dziś prawię ją zagarniam. Dziś spokojnie czeka na końcu języka, niczym nieśmiały motyl czułkami badający cienki drżący płatek wonnego kwiatu. Jest słodka, lekko cierpka na skraju, sączy się powoli, pełznie w stronę krtani. Mam ją, posiadam, a jednocześnie nie mogę nazywa się jej Panem. To ona wybiera mnie, jest moją jedyną towarzyszką, świadectwem, że żyję i mogę czuć.
Odebrałam plastikową kartę za równowartość banknotu stuzłotowego, licznego stresu egzaminacyjnego, nieskończenie długiego wyczekiwania i nadziei, że wszystko uda się i stanę się dobrym, odpowiedzialnym kierowcą. Magiczna karta, dzięki której ostatecznie uprawomocniła się moją mobilność. Cudowne marzenie stało się rzeczywistością, a w tle chóry anielskie i lukrowane konfetti – jak na finałach mistrzostw świata czy innych zawodów sportowych. Zzzzzzzzytttttt [dźwięk zatrzymanej kasety wideo i wciśnięty przycisk reverse << ] Znasz to uczucie? Wyobraź sobie przez chwile, że jesteś kukiełką, kolorową pacynką, która bierze udział w wyścigach.
Komentarze
Prześlij komentarz