Wiem, nie ja jedna znam to błędne koło. Plan wszystkiego co możliwe i odkładanie owego na magiczne JUTRO. Jeśli i Ty z uwielbieniem tworzysz listy do zrobienia, zaległości piętrzą bezlitośnie, a później z równym wdziękiem znajdujesz hiperistotne wytłumaczenia dlaczego by czegoś nie zrobić następnego dnia – to wiedz, że nie jesteś sam. Wiem jak się czujesz.
Na wielu stronach można przeczytać przemądre rady jak skutecznie ułożyć sobie kalendarz zadań. Jak efektywnie oszacować każdą najmniejszą mikrosekundę naszego bezcennego czasu, tym samym tracimy czas na czytanie jak ten czas zaoszczędzić. Brzmi to absurdalnie, ale tak jest z wieloma rzeczami i sprawami.
Zamiast coś zrobić szukamy tysięcy sposobów jak do tego zabrać się, bo łatwiej jest uczyć na cudzym doświadczeniu i błędach niż osiągnąć coś poprzez zaangażowanie własne. Szybko, na skróty, najkrócej jak się da. Ba, jesteśmy o tym nie raz przekonywani na siłę, że bez tej cennej wiedzy niczego sami nie zrobimy. Włącza się chochlik nałogowego zbieracza informacji, któremu cały czas jest mało. Nie czuje się dostateczne doedukowany aby zacząć działać i bez wytchnienia kumuluje niezbędne egzystencjalno-empiryczne lifehack`i.
Jest pełen mitów, ale nie ma żadnych własnych faktów.
Wiele razy osobiście towarzyszył mi ów chochlik. Siedział na moim ramieniu i bezczelnie gapił w monitor. Ogonem nakrywał moją dłoń trzymającą myszkę i złośliwie otwierał milion stron w przeglądarce z gatunku „wartych do przejrzenia”. Szeptał rubasznie do ucha – „jeszcze to zobacz i to.. i zajrzyj tu, a widziałaś to… musisz to zapisać… to ważne.. jak możesz tego nie sprawdzić”.
![]() |
by Dave Oliver |
Dzięki temu moja przeglądarka zatonęła od heksabajtów strumienia danych pochowanych w katalogach, poutykanych po różnych serwisach do kolekcjonowania pomysłów i marzeń. Wszystko zgrabnie opisane, oznaczone etykietkami i hashtagami, tak by nic nie zginęło. Nie umknęło w powodzi informacji niezbędnych do realizacji Wielkiego Planu.
Planu - jak stać się lepszym, mądrzejszym, doskonalszym, zdolniejszym, zdrowszym, piękniejszym, modniejszym, bardziej matecznym i skrycie infantylnym, bo to jest takie słodkie. Można ułożyć z tego prawdziwą litanię do chochlikowego bóstwa samodoskonalenia, któremu wcale nie zależy na tym, abyśmy realnie coś zmienili wystarczy mu nasz akt wiary w postaci fetyszu dopieszczania naszej zachłannej potrzeby poszukiwania „zbędnej zmultiplikowanej wiedzy” idealnej do zastosowania już od jutra, bo przecież dziś nie starczy na to czasu…
***
Wpis ten dopisuję do dzisiejszego/wczorajszego słówka "Jutro" w listopadowym blogowaniu u Maknety :) kilka punktów umknęło mi po drodze, spodziewałam się tego ale cóż poradzić mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone. Mój Dzień 8 możecie Podziwiać tutaj :)
Komentarze
Prześlij komentarz