Przejdź do głównej zawartości

Smutek... i gwar nad zadumą, a tłok w ciszy. 1/30

Postanowiłam wziąć udział w listopadowym wyzwaniu blogowym zaproponowanym przez Maknete. Wcześniej miałam możliwość gościć kilkakrotnie na organizowanym przez nią środowym Wspólnym Dzierganiu i Czytaniu, do którego powróciłam po wrześniowej przerwie z wpisem prezentującym kolejny tom aktualnie czytanego przeze mnie "Oka Jelenia". 

Nie mogę obiecać, że uda mi się zrealizować wszystkie tematy zaproponowane przez Maknete ale będę się starać i mam nadzieję, że większość z nich pojawi się w odpowiednim czasie.

Odkryte na Fleaing France
Tak więc zapraszam do wspólnego blogowego szeptania, zaś dziś chciałabym rozpocząć pierwszym wpisem zawierającym w sobie...


...SMUTEK.


Nie jest rzeczą trudną odczuwać smutek. Nie w taki dzień jak dzisiaj kiedy to uczucie towarzyszy nam z założenia. Wpisane jest niejako w kalendarz wraz z datą pierwszego listopada.



Święto, owiane chryzantemowym zapachem obwarzanków i kiełbasek, upiększone romantycznym blaskiem zniczy o designie prosto z najnowszego tegorocznego katalogu, dzierżonych w dłoniach uczestników karawan pielgrzymujących ku miejscom pochówku najbliższych. To jest to! Warto na to czekać cały rok.

Dookoła gwar nad zadumą, a tłok w ciszy. 


Listopadowa wędrówka irytacji, że wszystko posuwa się tak wolno, multum ludzi rozpływa wokół, a każdy chce jak najszybciej spełnić swój listopadowy obowiązek i wrócić do świata żywych, przez chwilę rozpamiętując ile to już lat, miesięcy minęło od kiedy... prawdziwy smutek gościł w ich sercach. 

Wiem, nie mam prawa spłycać i wszystkim przypinać jednej nagrobnej wstążeczki. Oczywistym jest, iż istnieją ludzie odczuwający smutek permanentny i tacy dla których każdy dzień, taki jak dziś w szczególności, jest jak świeżo otwierana rana. Pęka starannie sklejana łupinka i żałość na nowo zalewa umysł przywołując wspomnienia i drżenie. Ludzi, którzy odwiedzają groby po raz pierwszy, gdyż tak się zadziało, że wcześniej bywali pielgrzymami wspomnień, bo strata ukochanej osoby nie była namacalna. Jakby dotykała innych. Działała wybiórczo.

Jesteśmy niejako zobowiązani do smutnej refleksji nad tym co było. Dumamy, wspominamy naszych bliskich w sposób szczególny. I każdy z nas dobrze wie, że taki dzień jak dziś jest potrzebny, w przeciwnym wypadku większość z nas, raz pochowawszy bliskiego członka rodziny, zapomniałaby o jego miejscu pochówku na zawsze. W raz z chwilą kiedy opadnie ostatni płatek z nagrobnego wieńca, a ciężka, zimna granitowa płyta przyciśnie wilgotną ziemię zasypującą ostatnie pożegnanie. Złożone w trumnie ciało, gnije, wysycha, zmienia w pył. Ukochanej osoby nie ma już tam. Fizycznie przestaje istnieć. Nie odczuwa, żadnej namacalnej bolesności, a dusza jeśli ma szczęście odczuwa błogi spokój i staje się powietrzem... trafia do nieba, piekła, albo na Hawaje... gdzie tylko chcesz ją posłać.

Czuję autosubiektywny wstyd. 


Ponieważ przypominają mi się dni, miesiące zaraz po staracie ukochanej osoby, bez której świat przestawał istnieć. Czas, który niósł ze sobą myśli, że smutek będzie już zawsze, a ja nie będę potrafiła cieszyć tym, że żyję i jestem szczęśliwa. Wstyd wiąże się z faktem, że nauczyłam się żyć na nowo, smutek zmutował, emocjonalnie zmienił się, a ja naturalnie przystosowałam się do świata bez tej osoby. Zaiste opowieść z happy endem... 

Za każdy razem kiedy myślę o dniu dzisiejszym, kiedy go przeżywam i uczestniczę -  odczuwam cichą, bezsilną złość. Coś się we mnie wewnętrznie sprzeciwia, tak jakby nie akceptowało śmierci i całej tej "ostateczności". Jednocześnie godzę się i pokornie spełniam co jest do spełnienia. Odwiedzam grób, pomagam go odświeżyć, wybieram kwiatek, światełko, a wszystkiemu towarzyszy szklanka w oku i jestem zła, bo czuję się przymuszona do przeżywania jakbym była dosłownie żywcem odkopywana. I tak co roku...

***


Pozostaje pamięć. Czasem zdjęcie, 
niezbędne kiedy pamięć zniekształca ukochaną twarz. 
Zapach, który dawno zwietrzał. 
Pusta buteleczka wody kolońskiej, 
zawieruszona w dawno spakowanym kuferku pamiątek 
z pretekstem do kolekcjonowania przeszłości. 
I te najważniejsze. Słowa.
Skojarzenia, ciche podszepty,
potajemnie utkane w głowie 
jak złote iskierki promienieją. 







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Poezja z lat 2000 - 2013

Postanowiłam zebrać wszystkie moje wiersze napisane w latach 2000-2013, które niegdyś umieściłam na tej stronie w różnych postach i czasach w jednym wspólnym poście tak, aby oddzielić moją poetyczną twórczość. I wyznaczyć nowy etap.  Kolejność jest luźna i nie zawsze chronologiczna, nie które z pierwszy moich wierszy opatrzone są konkretnymi datami w latach późniejszych roczniki zacierając się. Pozostaje spójny okres w jakim powstały i zbliżona tematyka poszukiwania siebie opartego od wrażliwe sensoryczne odczuwanie. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła wydać moje wiersze w postaci tomikowej na pięknym pachnącym drukiem papierze. Z grafikami lub zdjęciami o tematyce współgrającej z emocjami poetycznymi.  Kilka pomysłów chodzi mi po głowie. Nie mniej aby projekt ten miał miejsce potrzeba czasu, cierpliwości i pracowitości.  Zapraszam serdecznie do zapoznania się :)

Prawo Jazdy - wielka mała rzeczy - czyli jak sprawić, abym mityczne B stało się Twoim udziałem :]

Odebrałam plastikową kartę za równowartość banknotu stuzłotowego, licznego stresu egzaminacyjnego, nieskończenie długiego wyczekiwania i nadziei, że wszystko uda się i stanę się dobrym, odpowiedzialnym kierowcą. Magiczna karta, dzięki której ostatecznie uprawomocniła się moją mobilność. Cudowne marzenie stało się rzeczywistością, a w tle chóry anielskie i lukrowane konfetti – jak na finałach mistrzostw świata czy innych zawodów sportowych. Zzzzzzzzytttttt [dźwięk zatrzymanej kasety wideo i wciśnięty przycisk reverse << ] Znasz to uczucie? Wyobraź sobie przez chwile, że jesteś kukiełką, kolorową pacynką, która bierze udział w wyścigach. 

Krótko i na temat. Czy uda mi się temu sprostać? 5/30

Prostota nigdy nie była dla mniej najłatwiejszą sprawą do ogarnięcia. Tak jak uwielbiam spisywać listy małe i duże, ponieważ dodają mi pewności, że moje plany można rozłożyć na poszczególne atomy i dzięki temu potrafię je skutecznie zrealizować,  tak odczuwam wielką antypatię do łatwych rozwiązań. Irracjonalny niespójny Mikroabsurd .  Nie chodzi tylko i wyłącznie o to, że uważam, że trudne rozwiązania są bardziej wartościowe, ponieważ niosą ze sobą serię mniejszych łamigłówek, których rozsupłanie daje większą satysfakcję.  Chciałabym, aby to było takie oczywiste, wówczas radowałabym się z mojego geniuszu świadomie wybierającego trudniejszą drogą, która jest w stanie bardzie udoskonalić i rozwinąć mnie.  Zupełnie tak jakbym nie wierzyła, że proste może być naprawdę najbardziej proste i wcale nie musi być złe, zaś jeszcze częściej okazuje się najlepszym rozwiązaniem. Jest to jeden z tych tematów odnotowany na moich „listach”, który rzewnie zawodzi i domaga się szczególnej uwa